niedziela, 7 stycznia 2018

Kambodża. Phnom Penh

            Niedawno miałem okazję spędzić tydzień w Kambodży. Wspaniale jest się wyrwać z szarego, jesienno- zimowego Szanghaju do miejsca wciąż, mimo grudnia, słonecznego i momentami gorącego. Zima to najlepszy moment na wycieczki w te zakątki świata, biorąc pod uwagę, że latem temperatura często przekracza 40 stopnii, czyli nie do zniesienia dla normalnego człowieka północy.
Wylądowałem w Phnom Penh- stolicy kraju, po 20.00 lokalnego czasu. Wszystkie procedury związane z wyrobieniem wizy, wymianą pieniędzy sprawiły, że wyszedłem z lotniska dopiero po 22.00.
              Bez żadnego problemu znalazłem Pana z Tuk- tukiem, który zgodził się mnie zabrać do turystycznego centrum miasta położonego na rzeką. Po drodze zauważyłem, że pełno tutaj chińskich inwestycji, a poza tym, że rzeczywiście nie jest to najbardziej rozwinięty kraj świata, z drugiej strony w porównaniu do państw regionu- Wietnamu czy Laosu to tragedii nie ma. Mnóstwo skuterów na ulicach, do późna otwartych sklepów, restauracji itd. 
           Po ogarnięciu hotelu wypuściłem się w miasto, czyli poszedłem zobaczyć rzekę, która specjalnego wrażenia nie robi, po prostu jest. Poza tym widać, że jest to miejsce turystyczne: mnóstwo pubów, międzynarodowych restauracji i duży bazar, na którym turyści mogą kupić czego dusza zapragnie od ubrań po zegarki rolexa.
             Następnego odnia zrobiłem sobie obchód miasta, na szczęście wszystko było w zasięgu nóg, także bez większego pośpiechu zobaczyłem rezydencje królewskie, srebrną pagodę i miejsce upamiętniające ludobójstwo z lat 70. XX wieku( tutaj akurat musiałem dojechać tuk- tukiem). Pochodziłem po mieście, poobserwowałem ludzi.
Stolica rzadko dobrze pokazuje dany kraj, bo wszystko jest w miarę możliwości wychuchane, a ludzie zarabiają lepiej niż na prowincji. W każdym razie biedy ekstremalnej nie zauważyłem , oczywiście widać też, że nie jest to Szwajcaria, ale głodni na ulicy nie leżeli, nikt też o jedzenie nie prosił.
          W pierwszym momencie byłem przerażony ilością pań, które próbowały zachęcić panów do swoich usług. Na szczęście im dalej w kraj tym bardziej okazywało się, że to takie uroki stolicy. Choć oczywiście dostęp do "pretty lady" jest wszędzie łatwy, to wychodzi na to, że na prowincji trochę bardziej się z tym kryją.
Stolica jak stolica- szału nie robi, ale warto spędzić tu jeden dzień na aklimatyzację:)
Poniżej kilka zdjęć z Phnom Penh.


Nazwa pubu idealna: "Ostro":)



























Spodobał Ci się ten artykuł?
 Zapraszam na INSTAGRAMa: radek.szczepanski.ddh


 

Oto kilka innych z półwyspy indochińskiego:
Delta Mekongu
Zatoka Halong
Laos- Luang Namtha
Laos- Luang Prabang