niedziela, 7 grudnia 2014

Tego jeszcze nie było....

                        Jestem w Azji już dwa i pół roku, do tego ogromną większość tego czasu w jej południowej części. Z tego względu proszę o wyrozumiałość:D
                        To, czego jeszcze na blogu nie było, to ŚNIEG:D
                        Wiem, że dla większości czytelników śnieg, to raczej powód do narzekania, bo przecież każdy z nas wyrżnął się chociaż raz w życiu:) Dla mnie jednak był to trochę jakby powrót do domu. Od kilku dni, w Dalian, solidnie zawiało mrozem. Dziś przyszła zima, z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli białym puchem. Zapomniałem już ile zabawy może z tego wynikać. Wyszedłem z akademika, trochę przez przypadek, musiałem odebrać przesyłki od kuriera. A tu pod akademikiem ludzie lepią bałwana, rzucają się śnieżkami. Nie brakowało osób, które pierwszy raz w życiu zobaczyły śnieg. Jakże mógłbym nie przyłączyć się do zabawy:D
                        Doszedłem do wniosku, żę jeśli miałbym zostać w Chinach na jeszcze dłużej, to tylko na północy. Bardziej tu swojsko. Jest zima, to jest zimno. Nos odpada, poliki czerwienieją, ale jaka ulga jak się wejdzie do domu. Po zimie przyjdzie wiosna i będzie autentyczna radość, przy 10 stopniach ludzie, z tej radości,  wreszcie zrzucą grube kurtki. To lubię, a nie te południowe klimaty. Zimą, niby ciepło, ale zimno, latem niby lepiej, ale gorąco niemiłosiernie. Chyba  jestem w 100 procentach człowiekiem Północy:D













                         Przy okazji, kolejne zastosowanie parasola...







Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych o tematyce pogodowej:
Pogodowe spekulacje
I przyszła wiosna...
Jakość powietrza w Chinach

piątek, 21 listopada 2014

Chiny, Rosja i płaszcz...

                        Ostatnio w Pekinie miała miejsce konferencja krajów APEC, czyli Współnoty gospodarczej Azji i Pacyfiku. Oczywiście Chińczycy chcieli się pokazać z jak najlepszej strony, także zaprezentowano różne udogodnienia, typu podświetlana na czerwono ulica. Generalnie mnóstwo przepychu, ale chyba nic w tym złego "jak się ma, to się gra".
                        W mediach trudno było zaobserwować jakieś wiadomości dotyczące, tego co na szczycie uzgodniono. Sporo było właśnie o tym, jak światowi przywódcy spędzają "czas wolny". Ewentualanie były również wzmianki o umowie gazowej między Rosją, a Chinami.
Z tej pespektywy Chiny oczywiście są złe, bo jak można z "ruskimi" handlować! Skandal! Moim zdaniem Chiny powinny coś Europie za ten kontrakt odpalić, bo napięta sytuacja na Ukrainie plus ceny ropy, pozwoliły Chińczykom na wynegocjowanie lepszych warunków:) Biznes is biznes, a Chińczycy bardzo dobrze wiedzą co to znaczy...
                        W mediach oczywiście nie mogło zabraknąć komentarzy do sytuacji kiedy
Prezydent Rosji okrył płaszczem chińską Pierwszą Damę. Miało to miejsce podczas pokazu fajerwerków, nie trudno się domyśleć, że na dworze, więc mogło być chłodno. Chińska "prezydentowa" oczywiście przyjęła płaszcz, zepewne podziękowała, a po 7 sekundach oddała go asystentowi. Generalnie nie jest to jakaś wielka rzecz. Ale zaraz! Przecież to
W. Putin. Napewno miał w tym jakieś niecne cele, ukryte prztyczki dla prezydenta Chin, że ten nie potrafi zadbać o żonę, która trzęsie się z zimna. Poza tym całe szczęście, że to
W. Putin, a nie np. B. Obama, bo z Prezydenta Rosji można się pośmiać przecież:) Obama, za to, bez przerwy żuł gumę, więc dostarczyli panowie pożywki dla mediów.

                       Gdzieś przeczytałem albo usłyszałem, że Chińczycy byli oburzeni, tak bardzo, że ocenzurowano te video, tak aby jak najmniej Chińczyków się o tym dowiedziało. Wydało mi się to dziwne, więc rozpytałem tu i tam, czy rzeczywiście nikt nic nie wie. Efekt taki, że wszyscy, których takie rzeczy interesują, widzieli filmik w internecie. Druga sprawa jest taka, że nikt się specjalnie tym nie podnieca. Ot taka tam ciekawostka! Mają świadomość, że na Zachodzie jest to zwykły gest dżentelmena i nie ma potrzeby robić z tego czegokolwiek, a już napewno afery.
                      Mi osobiście już się nie chce czytać o Rosji w polskich mediach. Widzę ostatnio niusa pt. "Polski piłkarz musiał uciekać z Rosji". Skojarzenia oczywiste, ktoś w środku nocy wywarzył drzwi i mierząc do piłkarza z kałasznikowa, dał mu 5 minut na ucieczkę pod groźbą śmierci. Jak już się przeczyta artykuł, to się okazuje, że klub zalegał z płatnościami, więc piłkarz rozwiązał kontrakt i wrócił do Polski. Co więcej, mówi, że chętnie by tam wrócił, bo dobrze się w Rosji czuje. ZDRAJCA!!!
                     Rosja, jaka jest to każdy Polak wie, więc moim zdaniem tendencyjnych tytułów i artykułów nikomu nie potrzeba. Czasami mówi się, że to taki piękny kraj, piękny język, wielki wkład w europejską kulturę. To może by tak coś w tej nucie napisać???





Spodobał Ci się ten artykuł???


Oto kilka innych:
11. listopada w Chinach...
Trochę sztuki każdemu się przyda....
Zatoka Halong

wtorek, 11 listopada 2014

JinLong Park

                        Jakoś ostatnio nie po drodze mi z moim "skarbem". Weny brak, z drugiej strony nie dzieje się nic niesamowitego, więc nie ma o czym pisać. Kiedyś było łatwiej, wystarczyło pójść do supermarketu, zrobić zdjęcie regałom z chińską gorzałą i post był praktycznie gotowy. Już jakiś czas temu łatwizna się wyczerpała i trzeba rzeczywiście jakichś grubszych wypadów, żeby coś nowego opisać.
                        Ostatnio ogarnąłem, że minęło już pół semestru. Z początkiem stycznia zaczynamy 2-miesięczną przerwę. Napewno pobujam się trochę po Chinach, a potem wracam do Polski, żeby nadrobić straty na wadze:)
                        Kilka weekendów temu. Tak, tak ten materiał jest chyba z przed miesiąca, ale nawet zasiąść do gotowca mi się nie chciało:) No, więc kilka tygodni temu uniwerek zorganizował nam "aktywną sobotę". Każdy mógł, nie musiał, zapisać się na wypad za miasto do parku krajobrazowego JinLong. Sobota 8.oo rano, to nie jest czas mojej 100- procentowej aktywności, ale do czego nie posunie się Polak, więdząc, że "za darmo":) Także wstałem, ja i dwa wypełnione autobusy. Byliśmy my, studenci języka chińskiego i studenci chińscy, którzy marzą o tym, żeby uczyć w przyszłości chińskiego. Można było nawiązać znajomości:D
                         Dopiero teraz zauważyłem na zdjęciach kolory jesieni. To dla mnie nowość, do tej pory przebywałem tylko na południu, trochę już zapomniałem o tej porze roku, a tu nagle pojawiła się na wyciągnięcie ręki. Miesiąc temu było jeszcze całkiem przyjemnie, teraz już coraz częściej zawiewa mrozem...
                         















Spodobał Ci się ten artykuł?

Oto kilka innych, również dotyczących Dalian:

niedziela, 19 października 2014

Dandong- Korea Północna cz. 2

                        Ważną częścią każdej przygody jest towarzystwo. No chyba, że się podróżuje samemu, ale i tak każdy, kto spróbował wie, że samotne podróżowanie samotne jest tylko przez pierwsze 5 minut, potem ludzie jakoś sami się "kleją". Tym razem ekipa była dość ciekawa. 7 osób z siedmiu różnych krajów. Po kolei: Ja z Polski, a potem Chiny, Korea Płd., Tadżykistan, Liban, Włochy, Bośnia. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że dla żeńskiej części tej ekipy najbardziej spektakularną częścią wycieczki był hotel. Hotel, który nie grzeszył gwiazdkami. Powiem tylko, że z okazji świąt nie było łatwo znaleźć cokolwiek. Prysznic i ciepła woda nie były na wyposażeniu. Za to kuchnia i toaleta były w dokładnie, no prawie dokładnie, w tym samym miejscu. Już nie będę się wdawał w szczegóły, ale taka lokalizacja może prowadzić do dziwnych sytuacji:) W pokojach z jednym łóżkiem potrafiło spać 8 Chińczyków. Nie zapamiętałem wiele więcej, za to dziewczyny na pytanie jak było nie odpowiadają: mur chiński- wow! Korea Północna- wow! Opowiadają za to o hotelu, ze szczegółami!
                         Noc mineła, wydostaliśmy się z tego przybytku. Naszym celem na dzisaj była najdalej na wschód wysunięta część Wielkiego Muru Chińskiego. Wielki Mur nie byłby wielki gdyby nie ciągnął się setkami kilometrów. Rzeczywiście najbardziej znane i uczęszczane części tej budowli znajdują się w okolicach Pekinu, ale mur to mur, więc nie możnabyło przegapić okazji na odfajkowanie tej pozycji.

                         Jeszcze a propos tego, że niby Wielki Mur widać z kosmosu. Czy nasz stadion narodowy widać z kosmosu? A Pałac Kultury widać z kosmosu? No właśnie!

"Wielki Mur Chiński jest największą budowlą tego typu na świecie. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest widoczny „gołym okiem” z odległego kosmosu (np. z Księżyca), natomiast można go zobaczyć z niskiej orbity okołoziemskiej wraz z innymi budowlami takimi jak autostradylotniska czy tamy."
                                                                                                                                           wikipedia.pl;)


                           
                           
















                       Oczywiście, nigdzie w Dandongu nie da się zapomnięć o sąsiedzie zza miedzy. Mur znajduje się trochę poza miastem, rzeka nie jest tutaj aż tak szeroka, więc widać trochę więcej. Przede wszystkim oba nabrzeża kontrastują ze sobą niesamowicie. Po stronie chińskiej- życie, po stronie koreańskiej- brak życia! Dość dobrze było widać małą, koreańską wioskę. Małe chatki, wszystkie takie same. Żadnych maszyn, samochodów, nawet brak kabli wysokiego napięcia. Gdyby ktoś pokazał mi zdjęcie i powiedział, że to XVIII wieczna Polska, to nie miałby żadnego argumentu, żeby nie uwierzyć. Ludzie pracujący w polu również nie mieli nic, co mogłoby im tę pracę ułatwić. Widziałem tylko kogoś jadącego na rowerze. To musiał być sołtys!
                       Granicę patrolują żołnierze. Oczywiście po stronie chińskiej nie widziałem żadnego! To bardzo smutne, że ci żołnierze nie chronią swojego kraju przed wtargnięciem obcych. Oni chronią swój kraj przed ucieczką swoich własnych obywateli!












Spodobał Ci się ten artykuł???

Oto kilka innych, dotyczących moich początków w Chinach:
Wietnam vs Chiny
Wietnam vs Chiny 2.0
Chiński styl wolny

poniedziałek, 13 października 2014

Dandong- Korea Północna

                        W relacjach z podróży dość rzadko pamięta się o momencie zakupu biletów autobusowych, ale w tym wypadku musi być inaczej:) Dwa dni przed planowanym wyjazdem pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Ten w Dalian, zaraz przy stacji kolejowej, właściwie trudno nazwać dworcem. Ot, po prostu, pare budek z biletami i autobusy ustawione wzdłuż drogi. Budki z biletami bardziej przypominały toy-toy`e, niż poważny element infrastruktury miejskiej. Choć, w zasadzie, toy toy też jest, chyba, elementem infrastruktury, szczególnie na Przystanku Woodstock. W każdym razie w kupowaniu biletów nie ma wielkiej przygody, ewnrualnie elementy poboczne mogą pomóc w budowie atmosfery. 
                         Otóż w kolejce obok pewna Pani, prawdopodobnie, nie mogła kupić biletu. Była bardzo zawiedziona. Rozpoczęła głośne lamenty, licząc, że może kasjerka wyczaruje jej z pod lady jeszcze jedno miejsce w autobusie. Lamenty nic nie dały, rozpoczęły się krzyki. Krzyki nic nie dały, rozpoczęło się walenia w szyby. Szyby to nadużucie, to raczej jakieś plastikowe cuś przyklejone na teśmę, bo dość szybko zaczęly "odlatać" od framugi. Jak już walenie pięścią nie poskutkowało, to dochodzimy do sedna sprawy. Mam ten obraz w głowie w tzw."slow motion"- spowolnieniu, bo działo się to dwa metry ode mnie. Zdenerwowana Pani sięga do swojej plastikowej torby. Myślę sobie "oho, a teraz wyciągnie gnata". Po chwili Pani wyciągnęła z torby tasak do mięsa- dość spory, dodam, zaczęła nim wymachiwać na lewo i prawo, walić w szyby. My bilety już mieliśmy, więc spokojnym krokiem udaliśmy się w tzw."długą".
                          Taki prolog, taka sytuacja. Teraz podróż w czasie i jesteśmy w Dandongu. Dandong, to raczej małe miasto, tylko ok. 700 000 mieszkańców. Generalnie nic specjalnego, poza tym, że leży na granicy chińsko- północno koreańskiej. Poza tym jest jeszcze odcinek Wielkiego Muru Chińskiego.
                          Rzeczywiście te dwa miejsca, to raczej jedyne miejsca w mieście, gdzie można zobaczyć "o jacyś turyści tu jednak są". Centrum "oglądania" Korei Północnej znajduje się przy tzw. mośćie przyjaźni. Rzeka nazywa się Yalu. Akurat w tym miejscu jest dość szeroka. Oryginalny most został zbombardowany przez Amerykanów podczas wojny koreańskiej, gdyż odbywał się tutaj przerzut pomocy, zarówno broni, jak i czynnika ludzkiego. Przyjaźń z Chinami trwa do dzisiaj. Chiny, to główny partner handlowy Korei Północnej. Widać, to na odbudowanym obok moście, który pokonuje masa ciężarówek i autobusów z chińskimi turystami.









                        Ten pierwszy dzień upłynął głównie pod znakiem obserwowania tego, co dzieje się po drugiej stronie rzeki. Zbombardowany most jest dostępny do zwiedzania. Kończy się dopiero na ok. 2/3 szerokości rzeki, także można jeszcze bardziej zbliżyć się do Korei. Po drugiej stronie widać zabudowania różnego rodzaju np. diabelski młyn- część parku rozrywki. Jednak wygląda to jak wymarłe miasto. Ludzi brak.
                         To, co widać na pierwszy rzut oka, to ogromna dysproporcja między nabrzeżem chińskim, a stroną koreańską. Po stronie chińskiej mnóstwo ludzi korzystających z życia, kolorowo, wieżowce, samochody. Po drugiej ani ludzi, ani samochodów, ani wieżowców. Kolorów też nie ma, wszystko jakieś szare, beż życia. 





                       Po rzece krążą statki wycieczkowe, wypełnione turystami. Każdy chce być jak najbliżej, tego owianego tajemnicą kraju. Nawet Chińczyków bardzo to interesuje, a przez to, że są tzw. wielkiem bratem Korei Północnej, to w teorii i praktyce są najbliżej. W pewnym momencie pojawiła się też łódź północno-koreańska, jednak znów, zupełnie kontrastująca z tymi chińskimi. Musieli to być jakieś "grube ryby", bo przecież byle kto w Korei nie ma czasu na zabawę. Panowie byli ochoczo pozdrawiani przez tłum. Odpowiadali uśmiechem i machaniem:)

                        
                     Niedawno w Dandong zatrzymano małżeństwo kanadyjskie pod zarzutem szpiegostwa. Para prowadziła tam popularną kawiarnię, z widokiem na rzekę. Kolega, który pochodzi z Dandong opowiadał, że przesiadywał w tym miejscu bardzo często, a cała sprawa jest tylko odwetem za zatrzymanie obywateli chińskich w Kanadzie pod tym samym zarzutem. Jak mówił, Kanadyjczycy nie trafili do więzienia, a do aresztu domowego w jednym z lepszych hoteli. Notkę można przejrzeć tutaj!


                      Będąc tak blisko tego kraju nie sposób nie pomyśleć, o tym, co kieruje ludźmi, żeby traktować innych ludzi jak niewolników. Nie chodzi mi tylko o szlechetny ród Kim`ów, ale wszytko to, co na świecie już się wydarzyło, dzieje się albo jeszcze nie przewidujemy, że się stanie.










Spodobał Ci się ten artykuł???

Oto kilka postów, dotyczących sąsiadów Chin:
Jinmen- złota brama do Tajwanu
Hong Kong- co zabaczyć? Nic, bo pada!
Wietnamska gościnność